niedziela, 30 października 2011

Chamy i prymitywy? Czy po prostu baba, która wie czego chce?

Mój przyszły konkubent powinien mieć większe jaja niż ja. To chyba warunek najważniejszy. Często czuję, że przewyższam swoich kumpli męskością. I nie dlatego, że coś mi zwisa między nogami - nie nazywałabym wtedy siebie kobietą. I nie dlatego, że klnę, jak szewc - to chyba wyniosłam z domu. I nie dlatego, że pijąc ze mną padają jak muchy - wyższa przyswajalność alkoholu. Przewyższam ich po prostu siłą swojej woli, naturalną zdolnością i nawet chęcią do dominowania. Taka herod baba. Wredna zołza. Bez obdarzania innych cierpieniem w formie noży, latających w czasie PMS. 
Warunek kolejny? Romantyzm przejawiający się tylko w formie własnoręcznie ugotowanej kolacji. Zaproszenia do restauracji niech sobie zachowają dla tych, które tę formę romantyzmu akceptują. Dla mnie to niepotrzebne wywalanie kasy. Kwiaty? Lepiej kupić czekoladki. Ale trzeba wyczuć moment, bo jeśli nie mam ataku cukrowego, czekoladki zdecydowanie się zmarnują. Poza tym kwiaty więdną, a zjeść je można tylko u Magdy Gessler. A takie domowe spaghetti, to sobie zawsze wszamię.
Wróćmy na chwilę do jaj. Jeśli nie ma zamiaru mnie raz na jakiś czas (ja przez to rozumiem CZĘSTO) złapać za gardło, pchnąć na ścianę, namiętnie pocałować, a potem tak zajeździć, że nie będę mogła wstać przez tydzień to don't bother. Nie jestem erotomanką, nie lubię po prostu tzw. pitu-pitu w łóżku. Baba to nie cholerna księżniczka na ziarnku grochu. Przyda jej się parę siniaków. Ja na nie patrzę z sentymentem. Wiem wtedy, że noc była piękna i pamiętna.
Jest jedna romantyczna, pedalską wręcz zwana rzecz, której przy takiej okazji nie odpuszczę. Porozstawiane po pokoju, zapalone, zapachowe świeczki... A jednak. Posiadam jakąś cechę, która nie robi ze mnie totalnego chama i prymitywa. :)

piątek, 21 października 2011

Pusto. Pusta. Puści (strzałkę).

Pusto. Pusto w mieszkaniu, bo wszyscy wyszli. Pusto w sercu, bo jak zwykle pobudziłam w sobie ogromne nadzieje, które teraz uciekają każdym porem mojej skóry. W oczekiwaniu. W oczekiwaniu aż się odezwie. Puści głupią strzałkę. Odpisze na sms. Właśnie. Odpisze. Dlaczego z wiekiem nigdy nie przechodzi zasada: on powinien napisać pierwszy? Ciągle się przełamuję i z bólem dumy piszę ja.
I jeszcze jedno? Dlaczego z wiekiem boimy się powiedzieć innym co czujemy? Tak wprost. Wyrzucić to w ryj i wyrzygać pod nogi? Kiedy byłam młodsza, byłam zdecydowanie bardziej bezpośrednia. Ba! Jeszcze dwa lata temu potrafiłam, bez skrupułów i strachu, wyznać facetowi (mężczyźnie, chłopcu) uczucie. A teraz? Nie daj panie-nie-boże, żeby mi to przez gardło przeszło! (cytując mojego byłego w wieku 12 lat) "To znak!"
Nie wiem czego znak. Tego, że tym razem mi na prawdę zależy? Że tym razem na prawdę kocham? Czy, że jestem zwyczajnym tchórzem na stare lata?
Nie wiem, nie wiem, nie wiem.

poniedziałek, 17 października 2011

Szepty i dreszcze

Miło słyszeć wyszeptane do ucha "I love you, I love you, I love you". Ktoś tu się chyba boi, że kiedy powie to w ojczystym języku, słowa nabiorą większego znaczenia i będą już nie do cofnięcia. I ten dreszcz, kiedy kobieta po raz pierwszy, od na prawdę wielu lat, czuje się szczęśliwa. Tak. Spotkanie się udało. ;)

piątek, 14 października 2011

Jestem płytką niewiastą i mi z tym bardzo "do twarzy".

Wpadło mi coś do głowy i panicznie boję się, że za chwilę z niej wypadnie i roztrzaska się o bruk. Lub raczej o panele, bo zdecydowanie nie chce mi się opuszczać łóżka. Jutro wielki dzień. Wielki dla mnie, bo w moim życiu znów zawita garstka moich lubelskich przyjaciół. Przyjaciół i nie tylko. Nie będę streszczać całej historii, bo komuż chciałoby się ją czytać. Wystarczy, że posłużę się pseudonimem, którego będę używać na potrzeby bloga. Pan Skurwiel. Burzliwe 1,5 roku, morze wylanych łez porównywalnie duże do morza wypitego z nim alkoholu. Seks, przyjaźń, seks, nienawiść, seks, miłość. Karuzela uczuć, i tak jedno gówno z tego. A ja czekam, jak jakaś kretynka, w odległości 165km, aż coś się może kiedyś zmieni. Ale nie o tym miałam pisać.

Miałam pisać o tym, co mi wpadło do głowy. Otóż, w wielu obejrzanych przeze mnie filmach i serialach, a zapytajcie moich znajomych - jest tego od cholery, bohaterzy robią sobie pewną ciekawą listę. Chodzi o listę gwiazd, z którymi moglibyśmy się przespać w porozumieniu ze swoją połówką. I jeżeli trafiłaby się taka okazja, połówka nie mogłaby mieć o to pretensji. Co prawda sens tworzenia takiej listy jest taki, że do intymnej sytuacji z owymi gwiazdami nigdy by nie doszło, ale pomarzyć sobie można, prawda (Tak... pisze to 22latka, która chce przelecieć przystojnego aktora. A co? Nie wolno?!)?

Temat płytki. Lista płytka. Ale skoki libido nie wybierają, więc robię.

1. Alex O'Loughlin - pierwszy raz ujrzany w serialu Moonlight, Czarnula oczarowana, przyspieszone tętno i język na wierzchu, a niego kapiąca ślina. Zwierzęce instynkty, nie ma co.


2. Ian Somerhalder - zobaczony, jako Boone w LOST, krew zagotował rolą Damona w VAMPIRE DIARIES. Wszystkim chyba, ale wystarczy spojrzeć i wiadomo dlaczego. Tą kanciastą szczęką to mógłby... Ekhm. No...


3. Adam Levine - nie jest to co prawda aktor, ale nie mogę go tu nie umieścić. W teledysku "Moves like Jagger" tak ruszał bioderkami i tak świecił wytatuowaną klatą, że moja wyobraźnia popłynęła zdecydowanie za daleko i najwyraźniej już tam została. Moja Współlokatorka może wiele powiedzieć o mojej psychozie na punkcie jego "tatuaży" ;).


4. Alexander Skarsgård - niezapomniany Eric z ejdżbiowskiego TRUE BLOOD. Nawet nie mam siły tłumaczyć dlaczego...


5. Jensen Ackles - na koniec, ale wcale nie mniej fascynujący bohater SUPERNATURAL. Rolą, w której zachowuje się, jak gburowaty wieśniak, podbił moje serce. Chociaż muszę się zastanowić, czy nie chodzi mi aby o jego samochód (Chevy Impala '67). Jestem prymitywem, a teraz jeszcze blacharą. Świetnie.

środa, 12 października 2011

Make-up. Make-down?

Nie noszę makijażu. Już. Nie mam po co i nie mam dla kogo. Kiedyś nie potrafiłam, bez czarnej kreski na powiece, wychylić nosa z pokoju, a co dopiero wyjść po piwo do sklepu. Full tapeta na całą facjatę. I oczy. Najważniejsze żeby oczy były smoky.
Teraz już nie przywiązuję do tego wagi, choć w dresach z domu nie wyjdę. Nadal mam wewnętrzny opór. W kapciach tak – w dresach nie. Chyba, że w nocy. W nocy i do nocnego. Koło 3. Wtedy podobno, według naszych holiłódzkich produkcji, budzi się diabeł. Diabeł i ja. I dresy. Inaczej nie da rady.
Teraz jest 4:35. Diabeł się o 3 nie obudził, ale może to dlatego, że piwo z nocnego mnie nie wołało.

wtorek, 11 października 2011

Marzyć o wyrwanych kończynach i życie (nie) towarzyskie.

Siedziała przed komputerem. Pijana. A jakże! Przez procenty swawolnie baraszkujące z jej szarymi komórkami, wydawało jej się, że życie towarzyskie, które tak bardzo ceniła, legło w gruzach tuż pod jej stopami, połyskującymi resztkami granatowego lakieru na paznokciach.
- Boże, nawet nie mam kiedy ogarnąć tego syfu na nogach – westchnęła sama do siebie i głośno beknęła. – Nie! Wróć! Piękne kobiety nie bekają, nie pierdzą i nie robią kupy! – zaśmiała się głośno, czym obudziła maleństwo. – Kurwa… Znowu jeść? A może srać? Co tym razem wymyśliłeś?! – jęczała pod nosem, szykując mleko w butelce.
Kochała gnojka, ale dwa tygodnie spędzone w czterech ścianach lekko rzuciły się jej na psychikę i czasem, ale tylko czasem, mówiąc do niego dziecinnym głosem, że powyrywa mu wszystkie kończyny, tylko o tym marzyła. Zmęczenie robi z ludźmi dziwne rzeczy.
- Masz gnojku – wzięła go na ręce i podała butelkę. Myślenie o tym, że musi mu dawać jeść co trzy godziny, dobijało ją. Nawet nie mogła się ruszyć z domu, bo czuła się za niego odpowiedzialna.
Zjadł. Zasnął. Ona też zasnęła. Z myślą, że rano obudzi się na ogromnym kacu. A on nadal będzie co trzy godziny głodny.
Tak to jest wychowywać dwutygodniowego kota.

Mindblowing THING!!!



Co prawda - opiekacz do tostów z serem na stanie posiadamy (stary, ale jary), ale ta informacja przewróciła cały mój świat do góry nogami! :D
Too niecodziennie zastosowanie pogwałca hmm... miliony zasad, o których mówiono nam na PO (*sigh*), podczas zajęć z pożarnictwa, ale co tam! Puszczę z dymem chałupę, a i tak cholerstwo wypróbuję!!!







Jesteście w stanie uwierzyć, że właśnie taka była moja reakcja?

P.S.: Forma bloga chyba nieco się zmieni. Pracy, jak nie miałam, tak nie mam, ale nic straconego. Zawsze mogę zostać "bardzo osobistą asystentką" :P.

czwartek, 18 sierpnia 2011

New beggining.

A raczej początek początku. Wczoraj znalazłyśmy cudowne mieszkanie na Czerniakowie. Blisko tu, blisko tam. Właściciel mieszkania zrobił na nas ogromne wrażenie swoim ciepłem, humorem i przede wszystkim - inteligencją i zdolnościami lingwistycznymi.
Niedługo przeprowadzka, a dla mnie rozpoczęcie nowego życia, życia na własną rękę. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo obawiam się tego dnia. Wszyscy moi przyjaciele zostali w innym mieście i tak na dobrą sprawę, Warszawę będę podbijać sama. Większość może pomyśleć: "o podnieca się, co to jest wyprowadzka do Warszawy?!". A dla mnie właśnie ogromne przeżycie. Jak sobie poradzę? Czy zdołam zapomnieć o mojej małej miłostce? Czy nie zawiodę rodziców? Czy nie schrzanię wszystkiego i nie będę zmuszona wrócić do domu z pochyloną głową i wstydem wypisanym na twarzy? Panika! Po prostu panika!!!